Monday, May 28, 2012

FreshLook Dimensions by Ciba Vision (Sea Green)

Hello :)
Dzisiaj chciałabym troszkę Wam poopowiadać o soczewkach FreshLook Dimensions firmy Ciba Vision, w kolorze morskiej zieleni :).
Na początek będzie o mnie - soczewki noszę od podstawówki, więc już trochę czasu - zazwyczaj noszę soczewki typu Night&Day, ale czasami daję oczom odpocząć, a przy okazji bawię się kolorami - i kupuję miesięczne kolorowe. Parametry moich soczewek to z reguły 8.7, lubię 14 i większe, są dla mnie wygodniejsze niż trzynastki (soczewkowcy będą wiedzieć o co chodzi ;) ). Moc soczewek: -1.

Pudełeczko wygląda tak:

Wszystkie parametry, włączając w to kolor - znajdują się z boku pudełeczka. Są dwa rodzaje opakowań - jedne zawierają sześć soczewek (cena: około 129pln - jak na trzy miesiące to uważam, że cena jest całkiem ok), a drugie zawierają dwie soczewki (cena: około 65pln - na jeden miesiąc, więc zdecydowanie bardziej opłaca się kupić od razu na więcej).

Parametry soczewek: BC: 8.6 i średnica 14.50 - dlaczego taka duża? A właśnie - bowiem główną rolą tej soczewki, oprócz podkreślenia koloru - jest powiększenie optyczne oka :). Zaraz Wam to wszystko pokażę!

Opakowanie:

Soczewka:

Zdjęcie robione w cieniu, ale już parę rzeczy na nim możecie zobaczyć. Po pierwsze soczewka jest zielona ;) (sea green), a po drugie - dookoła koloru znajduje się szaro-zielony "pierścień" - jego zadaniem jest powiększenie źrenicy i zaraz zobaczycie, że swoją rolę spełnia świetnie. Sam kolor, chociaż tu wygląda niepozornie - magicznie ożywa pod wpływem chociaż odrobiny światła dziennego.

Soczewka jeszcze raz:

Na poprzednim zdjęciu pewnie zauważyliście literkę na soczewce, na tym też ją widać, jest to małe F. Szczerze mówiąc, gdy zobaczyłam to F po raz pierwszy to wydawało mi się, że będzie to widać na oku i że na przysłowiowy kilometr wszyscy będą widzieli "o mamo, ona ma soczewki" - ale, miła niespodzianka, na oku tego nie widać. No, chyba, że siedzimy z kimś nos w nos, a ten ktoś nam się bardzo uważnie przygląda - wtedy zauważy ;). Po co ta literka? Dla orientacji - soczewka jest bardzo miękka i delikatna - w związku z powyższym łatwo się wywraca na "lewą" stronę. Literka umożliwia orientację, która strona jest "prawidłowa" :). Przynajmniej ja tak z tej literki korzystam ;))). Jak wspomniałam, soczewka jest bardzo miękka i dzięki temu jest megawygodna! Nie zdarzyło mi się jeszcze czuć w niej jakiegokolwiek dyskomfortu :).

To teraz trochę porównań, najpierw mój kolor naturalny - mam oczy dwukolorowe, zielono-brązowe:

Tutaj zakładanie soczewek - już na drugim zdjęciu widać różnicę w wielkości źrenicy:



Specjalnie nie pokazałam jeszcze soczewki przy świetle dziennym, bo chcę Was zaskoczyć ;). Póki co zwróćcie uwagę na to, że kolor soczewki nie jest bardzo kryjący - także jeśli macie brązowe lub piwne oczy - sea green doda trochę akcentu, ale nie zmieni koloru.

To teraz niespodzianka - wszystkie poprzednie zdjęcia były robione z daleka od światła - a właśnie światło, moim zdaniem, działa magicznie z tymi soczewkami :)

Uwaga (światło mam trochę z tyłu, trochę z boku):


Więcej światła:

I jeszcze więcej światła:

Moim skromnym zdaniem wygląda to magicznie! :)))


***
Ok, było o zaletach, to jeszcze słówko o wadach, poniżej zdjęcie zrobione (w świetle sztucznym) od góry, ja również patrzę w górę. Oto co się wtedy dzieje:

W świetle dziennym czy też w cieniu - nie widać tego, aż tak jak tutaj - i generalnie rzecz biorąc, wizualnie nie ma to aż takiego znaczenia, bo nie zwraca nikt na to uwagi, no, ale. Sami widzicie to przesunięcie ;). Nie wiem czy wszystkie soczewki kolorowe tak "robią", sprawdzę pewnie ;).


Podsumowując:
- bardzo miękkie i wygodne soczewki
- cena przystępna (129pln za opakowanie na trzy miesiące)
- zafiksowane parametry: 8.6 i 14,5
- magiczny efekt kolorystyczny
- fantastyczny efekt powiększenia oka

To jest moja trzecia albo czwarta para soczewek, mam jeszcze dwie w domu i z całą pewnością kupię więcej, aczkolwiek może wypróbuję też inne kolory :)

Są takie:

Aczkolwiek nie wiem jaki ta pani musi mieć kolor własnego oka, żeby takie kolory uzyskać z pomocą soczewki, która nie kryje mocno ;). Podejrzewam tu photoshopa, ale - przetestuję na własnej skórze (oku ;) )!

XOXO, D.




Wednesday, May 16, 2012

Vichy - Dercos Aminexil Pro (małe buteleczki)

Opakowanie porwane, bo było mi wygodniej trzymać w szufladzie całkowicie otwarte :)

Ok, tak wygląda opakowanie - ja miałam wersję z 18 buteleczkami w środku (zakupione w sklepie domzdrowia.pl). Kupiłam i zużyłam dwa opakowania (była promocja).

Tak wygląda buteleczka:

Metalowana nakładka na aplikatorze bardzo przyjemnie masuje skórę podczas nakładania produktu :)

Stosowałam Dercos co drugi dzień, zaraz po myciu, na wilgotną skórę głowy. Łącznie zużyłam 36 buteleczek przez dwa i pół miesiąca. Zaczęłam stosować, bo szukałam czegoś co poprawiłoby stan moich włosów (mam włosy raczej cienkie i generalnie miałam wrażenie, że zbyt dużo ich wypada).

Produkt nakłada się bardzo dobrze, nie ścieka, zawartość pojedynczej buteleczki spokojnie starcza na całą skórę głowy, zwłaszcza jeśli robi się to "zygzakiem", tak jak jest to pokazane w instrukcji. Jak już wspomniałam wcześniej - metalowa nakładka naprawdę przyjemnie masuje skórę. Nie zwróciłam uwagi na zapach - wydaje mi się, że w takim razie jest albo bardzo neutralny, albo go nie ma (? nie sprawdzę w tej chwili, bo właśnie zużyłam ostatnią buteleczkę ze zdjęcia ;) ). Kosmetyk nie natłuszcza.

Efekty? Moim skromnym zdaniem super - wcześniej bezpośrednio po myciu włosów, po przeciągnięciu ręką tuż po spłukaniu szamponu - zostawało mi w dłoni kilka-kilkanaście włosów, w tej chwili nie zostaje ani jeden! Po każdorazowym czesaniu na szczotce jest zdecydowanie mniej włosów niż wcześniej, mój kucyk jest grubszy niż był, dodatkowo widzę miejsca na głowie, w których jest mnóstwo krótkich, nowych włosków. Co więcej - moje włosy rosną zdecydowanie szybciej niż wcześniej - przed stosowaniem Dercos Aminexil Pro rosły mniej więcej 9-10mm w ciągu 30 dni (oceniane po odrostach, bo farbuję włosy ;) ), a w tej chwili już po 3 tygodniach, około 21 dniach już widzę odrosty tej samej wielkości (centymetr po trzech tygodniach to moim zdaniem sporo!).

W związku z powyższym z całą pewnością kupię kolejne opakowanie (chociaż cena mnie trochę odstrasza... 169pln za opakowanie) i dalej będę używać, bo efekty są moim zdaniem spektakularne :)
Dodatkowo, żeby wzmocnić efekt, planuję kupić szampon z tej samej serii :)

Podsumowując, Vichy Dercos Aminexil Pro w ampułkach działa i to bardzo efektywnie! :)
XOXO, D.

Tuesday, May 15, 2012

Sephora - baza matująca (primer)


Mam cerę mieszaną, strefa T bardzo szybko zaczyna się u mnie błyszczeć, w związku z powyższym staram się znaleźć na to jakiś sposób poza używaniem non stop pudru ;). Jakiś czas temu kupiłam bazę matującą Sephory, ale przyznam szczerze, że jestem z niej bardzo niezadowolona. Kosmetyk ten ma konsystencję półżelu-półkremu i kolor lekko rozbełtanego białka jajka. Po nałożeniu na newralgiczne miejsca na twarzy (nos, broda) - matuje super, ALE, nałożenie czegokolwiek innego (podkład!) to już jest (dla mnie) niebotyczny problem.

Jeśli nałożę podkład zanim baza wyschnie - podkład maże się i nakłada się smugami, a baza zaczyna się ścierać.
Jeśli nałożę podkład, kiedy baza wyschnie - podkład nie chce się nakładać prawie wcale, bo zatrzymuje się na bazie, która tworzy lekko porowaty filtr na twarzy.
Jeśli się uprę nałożyć podkład, kiedy baza wyschnie - baza (razem z podkładem) zaczyna się rolować w nieapetyczne wałeczki i w rezultacie żaden z kosmetyków nie zostaje na skórze.

Owszem, matuje super - także jeśli ktoś nie używa podkładu ani korektora - i chce tylko i wyłącznie zmatowić sobie skórę - to fantastycznie, przy użyciu tego kosmetyku można taki efekt osiągnąć. Ale nałożenie czegokolwiek na ten kosmetyk - mnie akurat przerasta, może inni będą mieli więcej szczęścia ;)

Podsumowując - jestem niezadowolona, w tej chwili mam jeszcze około połowy tubki (naprawdę starałam się z tym kosmetykiem zaprzyjaźnić), więcej nie kupię i nie będę używać.
Minus!

Oczywiście jest to moja, bardzo subiektywna opinia i być może dla innych ta baza będzie świetna :)
Pozdrawiam cieplutko w ten chłodny, deszczowy dzień :)

XOXO, D.

Tuesday, May 8, 2012

"Alicja" - Jacek Piekara

Czytałam już jakiś czas temu i bardzo się wówczas rozpisałam na temat tej książki na facebooku, bo mnie straszliwie rozczarowała!

Owszem, spodziewałam się nawiązań do Alicji Lewisa Carrolla i dlatego ją kupiłam, ale to co autor zrobił z tematem... nie podoba mi się wcale. Pisze tak "oczywiście"(!) jakby się bał, że czytelnik go nie zrozumie i jakby po prostu musiał wyłożyć mu kawę na ławę. Poza tym cała masa niepotrzebnego patosu "czarny kruk mojego serca" i tego typu podobne frazesy - nawet fakt, iż poboczni bohaterowie też twierdzą, że to niepotrzebny patos - nie ratuje sytuacji.

Książka jest pełna przemocy, pobić i krwi - właściwie co i rusz główny bohater z kimś się bije. Obraz ulic Warszawy, tudzież miasteczka gdzie Anna miała działkę - jedynie małe ciemne uliczki, pijaki i ludzie, którzy prawie rzucają się na niego non stop, by go bić - jeśli tak właśnie autor odbiera te miejsca to mu bardzo współczuję ;-)

Odwołania do Lewisa Carrolla są tak mocne, że aż niesmaczne - typu: "wszyscy wiedzą, że Lewis Carroll był pedofilem" itd.

Książka właściwie jest o niczym - połowa jest o związku autora z małoletnią Alicją (przy czym "magiczność" tego związku określa tylko i wyłącznie to, iż pożąda on dorosłych kobiet, ale Alicję kocha i życie (tudzież rękę) by za nią oddał).

Teksty, prawie odwołujące się do biblijnych; dużo nawiązań do tego co się działo w kinie i w literaturze w 2009 i 2010 roku, znalazłam nawet sytuację podobną do Shutter Island (!).

A na dodatek pierwsza część książki NICZYM nie łączy się z drugą - nie ma pomiędzy nimi nawiązania, może brakuje mi części tekstu? ;) Autor prawie oddaje rękę za dziewczynkę po czym kolejny rozdział to przedziwna sytuacja z narkotykami - a zaraz potem hop i jesteśmy w Ciemnym Lesie. Ciemnym Lesie, który ma być (jest) metaforą umysłu (duszy) autora, i w którym oczywiście (bo jakby inaczej) autor walczy sam ze sobą, a każda sytuacja okazuje się być pułapką tak oczywistą, że bardziej oczywistą być nie może. Jeśli nawiązuje do legend - imionami, tudzież opisem sytuacji - to zaraz potem te legendy opisuje, aby każdy z całą pewnością się zorientował co autor miał na myśli.

Pfff. Rozczarowana jestem.

A, jeszcze przytoczył zagadkę Lewisa Carrolla! Nie dość, że błędnie ją przytoczył to jeszcze błędnie odpowiedział, ale nie omieszkał zaznaczyć, że to zagadka tego konkretnego autora.

Końcowe odwołania do Freuda... halo, panie pisarzu... litości - i nawet nie mam na myśli tego, że zakończenie książki jest tak oklepane, ale to, że musiał to napisać czarno na białym, bo a nuż widelec ktoś by się nie zorientował :)

Ach, i jeszcze jedno: to co go pociąga w Alicji to oczywiście co? Oczywiście, że: "duże, smutne, mądre oczy"!

Nie zrobiłby ten pan dużej krzywdy literaturze, gdyby darował sobie napisanie tej książki, ale to oczywiście moje bardzo prywatne i subiektywne zdanie ;-).