Tuesday, December 4, 2012

Hairdreams standard - metoda z selektorem, salon Donahair

Nie lubię chodzić do fryzjera, bardzo. Głównie dlatego, że nigdy w życiu nie wyszłam zadowolona...
Nigdy, aż do wizyty w warszawskim Donahair!

Już po pierwszej wizycie u pani Kasi, wiem, że będę tam wracała, nawet jeśli nie na przedłużanie włosów, to nawet na zwykłe cięcie, bo pani Kasia jest po prostu rewelacyjna.

Ale do rzeczy - Hairdreams.

Włosy miałam przedłużane parę (4) razy w życiu, za każdym razem metodą keratynową - i chociaż nie była to metoda doskonała, to wydawała mi się najlepsza z tych dostępnych na rynku. Jednakże keratyna często kruszyła się, włosy wyczesywały się z niej, generalnie nie byłam super zadowolona. Ostatni raz przed Hairdreams przedłużałam włosy w 2009 roku, gdzieś na Ochocie, nie pamiętam dokładnie gdzie - był to mój pierwszy raz kiedy włosy nie miały gotowej keratyny, ale fryzjerka moczyła robione przez siebie pasemka w rozgrzanej keratynie... i była to również największa porażka. Tuż po przedłużeniu włosów wyjechałam na trzy tygodnie na wakacje nad Morze Śródziemne, to było gorące lato, no i cóż, keratyna zwyczajnie się rozpuszczała za każdym razem kiedy wychodziłam na słońce. Musiała być kiepskiej jakości, bowiem rozpuszczała się również pod wpływem suszarki. W konsekwencji we włosach tworzyły mi się lepkie i nieestetyczne kulki, zgrzewy łączyły się ze sobą, plątały mi włosy... włosy wyczesywały się z kosmyków... porażka, naprawdę. Było to doświadczenie niemalże traumatyczne ;), w związku z czym następnym razem przedłużyłam włosy dopiero w tym roku, w listopadzie, w warszawskim salonie Donahair. Wybrałam Hairdreams ze względu na rodzaj łączeń - zakładanie przypomina metodę keratynową, ale łączenia są z czegoś co przypomina plastik.

Jestem bardzo, bardzo zadowolona.
Dlaczego wybrałam ten salon? Zanim zdecydowałam się na przedłużanie włosów przy pomocy Hairdreams dużo na ten temat czytałam, oglądałam filmiki na youtube, generalnie wpadłam małą obsesję z tym związaną ;). Również zapisałam się do klubu Beauty Club na stronie Hairdreams.pl - dzięki czemu zaczęłam otrzymywać fajne rabaty na założenie włosów :).

Salonu szukałam przeglądając listę warszawskich partnerów Hairdreams. Kilka salonów olało moje maile z pytaniami, kilka podało mi ceny z kosmosu (rekordowy salon podał mi cenę 4800pln za 100 pasemek, roześmiałam się w głos jak to zobaczyłam), największej ilości informacji i najbardziej profesjonalnie odpowiadała mi pani Kasia z Donahair i właśnie dlatego po dwóch miesiącach od pierwszego kontaktu - zapisałam się do niej na wizytę.

Najpierw odbyła się wizyta konsultacyjna, uzgodniłyśmy, że dostanę 100 pasemek prostych włosów standard, o długości 40cm i kolorze 00. Na początku byłam rozczarowana, bo chciałam mieć jak najdłuższe włosy, więc nastawiałam się na 55cm, ale posłuchałam się pani Kasi (i słusznie) i zgodziłam na 40.

Salon dość ciężko znaleźć, bo mieści się w środku osiedla, do którego trzeba się dostać przechodząc przez ochronę, a mało poinformowani pracownicy ochrony nie potrafią dobrze pokierować. Salon jest mały, bardzo ładnie urządzony - daje poczucie komfortu, intymności i zapewnia domową atmosferę. Pani Kasia jest przesympatyczna i zachowuje się bardzo profesjonalnie. Już podczas pierwszej wizyty dostałam Paszport Hairdreams, w którym zawarte są informacje dotyczące pielęgnacji, daty wizyt, parametry zakładanych włosów oraz gwarancja na cały czas noszenia.

Ok, trochę zdjęć.

PRZED:


PO:


Tutaj dziwna fotka w trakcie ;) (pani Kasia ma "blur" na twarzy specjalnie, bo nie przyszło mi do głowy zapytać o pozwolenie umieszczenia fotki na sieci)


Od czasu założenia włosów minął prawie miesiąc, wciąż jestem bardzo zadowolona :). Włosy nie wyczesują się, trzymają się doskonale, łączenia są praktycznie niewidoczne. Dodatkowo pani Kasia ładnie mi je podcięła (również moje własne), dzięki czemu praktycznie nie muszę ich układać, same się układają :). Poniżej fotka bez czesania włosów, po potrząsaniu głową, żeby pokazać, że bez żadnego układania łączenia są dobrze schowane:






Łączenia:




Poza tym - fajna sprawa - włosy "proste" nie są proste jak druty, ale jeśli tylko je podsuszę bez czesania i zostawię, żeby same wyschły do końca - to robią się na nich delikatne fale (trochę "beach waves"):


No i jeszcze na koniec narcystyczna sweet focia, co prawda bez dziubka, ale za to z telefonem w lustrze i łazienką w tle :P (wykadrowałam:P)  ;)


Nie wiem jeszcze jak długo łączenia będą niewidoczne, mam nadzieję, że uda mi się utrzymać włosy w dobrym stanie do końca marca, bo dopiero wtedy będę w Polsce i będę mogła się ponownie udać do pani Kasi :). Póki co wszystko jest idealnie, pierwszy miesiąc mija bez problemów, włosy się nie wyczesują, łączenia się nie kleją, nie rozpuszczają, nie kruszą, nie zmieniają koloru - wszystko perfekt :).

A, właśnie, jeszcze - z klubu Beauty Klub Hairdreams dostałam różne rabaty - między innymi 100pln rabatu na pierwsze założenie włosów, czy też promocja jesienna - szampon i odżywka gratis. Obydwa wyżej wymienione rabaty dostępne były przy zakładaniu 150 pasemek, a ja, jak przypominam, mam założone 100, w związku z czym nawet się o rabat nie upominałam. Za to sama pani Kasia zainteresowała się czy jestem członkiem klubu, a po moim potwierdzeniu - zadzwoniła do swojej opiekunki Hairdreams - dzięki czemu, w ramach promocji, dostałam szampon i odżywkę gratis nawet do moich 100 pasemek! :)

Dodatkowo kupiłam jeszcze fluid do końcówek - ale wygląda na to, że ów fluid to po prostu jedwab w płynie, a że taki już mam (Biosilk), to trochę pożałowałam wydanych na nowy produkt pieniędzy (50pln). 

Jestem bardzo, bardzo zadowolona i każdego dnia cieszę się patrząc w lustro. :)

Podsumowując:

PLUSY:
- łączenia, z którymi się nic nie dzieje
- krótki czas założenia (100 pasemek to około 1,5h)
- bardzo naturalny wygląd włosów i łatwość dopasowania faktury i kolorów do własnych włosów
- łatwość utrzymania doczepionych włosów w dobrej formie
- teoretycznie (do sprawdzenia wciąż) dobra trwałość włosów i łączeń (teoretycznie nawet 4 miesiące powinny być ok)
- gwarancja na włosy

MINUSY:
- w moim przypadku dość długie łączenia, z filmików instruktażowych Hairdreams wywnioskowałam, że łączenia powinny być krótsze niz te, które ja mam, ale nie narzekam ;)
- również w moim przypadku - dość chaotyczne rozmieszczenie pasemek (na filmikach instruktażowych pasemka były przyczepione w równych liniach), ale jak wyżej, ufam mojej fryzjerce i nie narzekam ;)



Część druga: zdejmowanie oraz jak pielęgnować włosy, żeby sobie ich nie zniszczyć: http://opiniediav.blogspot.fr/2013/05/hairdreams-standard-metoda-z-selektorem.html


Friday, October 12, 2012

Bausch&Lomb PureVision (soczewki typu night&day)


Soczewki typu Night&Day należą do moich ulubionych, oznacza to bowiem, ze można je nosić non stop przez cały miesiąc, bez zdejmowania na noc, co jest dla mnie bardzo wygodne, zwłaszcza, iż do niedawna często wychodziłam w nocy z moim psem. Generalnie rzecz biorąc jestem fanką Ciba Vision, ale w tym przypadku kupuję Bausch&Lomb. I niestety, nie ze względu na jakość, ale ze względu na cenę :). 
Porównując ceny chociażby w Twojesoczewki.com (gdzie ja je kupuję): 
Bausch&Lomb PureVision - 6 soczewek kosztuje 59,98pln ( klik klik )
Air Optix Night&Day Aqua - 6 soczewek kosztuje 154,99pln ( klik klik )
Różnice między tymi soczewkami są kolosalne, na korzyść Air Optix (Ciba Vision), ale w dzisiejszym poście będzie o Bausch&Lomb.

Opakowanie:

 


Parametry:
DIA (średnica): 14.0
Krzywizna: 8.6 
Moce:
od +6.00 do -6.00 (co 0.25)
od -6.00 do -12.00 (co 0.50)  

Opakowanie pojedynczej soczewki jest dość duże, głębokie i dla mnie nie do końca wygodne, a już bez porównania do pudełeczek CibaVision ( Post o soczewkach Illuminate ). Tutaj soczewka nie wypływa łagodnie po przechyleniu pojemniczka, tylko z reguły odwraca się, tudzież przykleja i w rezultacie muszę ją z niego wydłubywać ;). Aczkolwiek może to po prostu ja jestem taka niezdara ;)


Soczewka na mojej dłoni. Jak widać, ma zabarwienie bardzo delikatnie zielone, ale nie wiem zupełnie jakie to ma znaczenie :) 


Największą wadą tych soczewek jest ich grubość oraz twardość. Na zdjęciu poniżej widać jaki ma gruby brzeg, jak widać trzyma swój kształt nawet po "postawieniu" w pionie:


Jej twardość dla mnie jest znaczną wadą, ponieważ zdarza mi się lekko trzeć oczy, zwłaszcza, kiedy nie widzę wyraźnie (zaraz do tego dojdę), a tarcie oczu, na których są te soczewki - delikatnie mówiąc nie jest dobre, bo ich twardość powoduje, że ulegają zagięciom. Tak samo mam z nimi problem jeśli z jakiegoś powodu potrzebuje je zdjąć w ciągu miesiąca - np, żeby je wypłukać. Nie wiem jak Wy wyjmujecie soczewki? Ja przechylam głowę lekko w dół, patrzę w górę, przesuwam soczewkę palcem na dół oka, a następnie wyjmuję ją, lekko przyszczypując.I ok, ten sposób działa praktycznie na każde miękkie soczewki... ale nie na te (przynajmniej w moim przypadku). Bo przyszczypane podczas zdejmowania - załamują się, a ponownie włożone na oko soczewki, z jakimkolwiek załamaniem tudzież deformacją - to koszmar. :) Są twarde i przez to uwierają. W jednym pudełko jest 6 sztuk, dla mnie to trzy pary i spokojnie mogę przyznać, że przynajmniej jedna para z każdego pudełka przedwcześnie wędruje do śmieci, bo nie jestem jej w stanie nosić (tak uwierają). Dodatkowo, jak wspomniałam - są dość grube, dzięki czemu jeśli zdarzy mi się dzień, że mam trochę spuchnięte powieki, to powieki zaczepiają mi o te soczewki podciągając je do góry i powodując dyskomfort.

Także jeśli je nosicie - to mega delikatnie, bo są bardzo wymagające ;) (oczywiście moim zdaniem)

Dodatkowo, widzicie na zdjęciu poniżej biały punkt na soczewce?


...i zoom:



Ten biały punkt to dość duża cyferka, numer 5 - nie wiem co oznacza, ani czemu służy. Nie jest to widoczne z daleka, ani na jasnych oczach, aczkolwiek podczas romantycznego zbliżenia, kiedy ktoś będzie patrzył nam głęboko w oczy, a nasze oczy będą ciemne - odnoszę wrażenie, że cyfra 5 może być widoczna :)  (ale nie sprawdziłam ;) )

Kolejna sprawa to wysychanie soczewek - jeśli nie śpię przez 16-18 godzin bez przerwy to wieczorem, nosząc te soczewki, muszę oczy dodatkowo zakraplać. Rano dla odmiany (tudzież w nocy) - po otwarciu oczu nic nie widzę ;) (w przenośni!) - przy dłuższym zamknięciu oczu (parę godzin snu) soczewki robią się matowe - w związku z czym muszę użyć kropli/płynu / tudzież się wzruszyć ;),  by widzieć normalnie, a nie rozmazany obraz.

Na oczach ich praktycznie nie widać:
 

Podsumowując:

PLUSY:
- cena (zdecydowanie!)
- przy delikatnym traktowaniu ładnie wytrzymują cały miesiąc
- duża średnica (14)
- nie widać ich na oku

MINUSY:
- zafiksowane parametry (jedna średnica i jedna krzywizna)
- twardość soczewki
- grubość soczewki
- konieczna wielka delikatność w "obsłudze"

Nie przepadam za nimi, ale z pewnością będę ich używać, ponieważ są dość tanie (59,98pln za trzy miesiące używania...). W tej chwili mam zapas chyba jeszcze na cztery miesiące, ponieważ kupiłam je w promocji z parą soczewek HD2, ale między-pomiędzy parami używam też innych soczewek i każde z pewnością opiszę :)
XOXO, D.

Garnier Color Naturals Ultra Malinowa Czerń 2.6

Przyznaję, skusiła mnie nazwa - "malinowa czerń" - brzmiało to dla mnie super, no bo na logikę, skoro "malinowa CZERŃ" to powinien wyjść kolor CZARNY z malinowym połyskiem, czyż nie?

No najwyraźniej NIE. ;) Nigdy więcej tej farby, NIGDY!!!, a szczegóły poniżej ;).

Mój kolor wyjściowy - to znaczna część włosów po wcześniejszym farbowaniu na bardzo ciemny brąz + jaśniejsze odrosty. Od razu na początku wspomnę, że wcześniejsze farbowania były: czerwiec (Mousse Color Shake Palette nr 300) oraz sierpień (Syoss Pronature, 2-1) - przy czym Malinowa Czerń pokryła blednący Syoss, ale w ogóle nie ruszyła włosów gdzie wciąż był kolor z czerwca.

A teraz do rzeczy: przede wszystkim był to mój pierwszy kontakt z tą farbą, nie spodziewałam się, że jest to farba, która wymaga miseczki i pędzelka, ale na szczęście posiadam takowe w domu ;). Opakowanie było podwójne - czarny kartonik z reklamą, który przykrywał większość informacji:

Widać jednakże, jaki efekt końcowy powinno się uzyskać przy stosowaniu tej farby: Zapowiadał się na ciemny z malinowym połyskiem, prawda?


Pod czarnym opakowanie - drugie opakowanie..:


W środku znajdują się:  krem koloryzujący w tubce, buteleczka z emulsją rozwijającą, standardowe cienkie rękawiczki z folii, odżywka oraz oczywiście instrukcja.

Ponieważ czytałam tylko dane z czarnego opakowania, zaskoczeniem dla mnie był sposób mieszania. Dodatkowo, zazwyczaj w przypadku tego typu farb, na tubce z kolorem jest podziałka, która umożliwia wykorzystanie tylko części farby - ale nie na tej. Wręcz przeciwnie, w przypadku tej farby jest wręcz wskazane w instrukcji, iż należy wymieszać całą zawartość obu pojemników. 


Emulsja:


Standardowo emulsja + kolor:


Konsystencja okazała się dość lejąca, a całość bardzo szybko nabierała koloru podczas mieszania:




Początki nakładania farby - hmmm, czemu ona jest taka czerwona?


Po nakładaniu pędzelek był wręcz różowy, i, co mnie zdziwiło - ciężko było go domyć:


Jeszcze ciężej było domyć kran, (wręcz została na nim niestety plama!!!), na który farba SKAPNĘŁA podczas nakładania na włosy:


Poniższe zdjęcie moja przyjaciółka skomentowała "ach, jaki duży margines". Spieszę z tłumaczeniem - to nie jest margines, który sama sobie zrobiłam na czole ;). To farba, która zaczynała spływać, a ja ratowałam czoło wacikami ;). Kolor, jak widać, wciąż daleki od malinowej CZERNI.


I po 35 minutach:


Spłukiwanie to był koszmar. Na początku patrzyłam na kolor wody i żałowałam, że nie wzięłam do łazienki Olympusa, żeby zrobić krwawe zdjęcia pod prysznicem ;), ale szybko mi się znudziło. Ile czasu normalnie zajmuje Wam spłukanie farby po farbowaniu? Mi zazwyczaj 5 minut, chyba, że farba jest uparta, to max 7 minut. Tę farbę spłukiwałam 20 minut. DWADZIEŚCIA minut. A woda wciąż była kolorowa i brudząca wszystko dookoła. Po dwudziestu minutach miałam już kompletnie dość stania pod prysznicem, więc wyszłam mimo wciąż pomarańczowej wody. WODA z włosów, po wyjściu spod prysznica, kapnęła mi na dywanik, pozostawiając kolejną niespieralną plamę:
 

 Jeszcze zanim zobaczyłam efekt końcowy, już spod brzegu ręcznika widziałam, że coś jest nie tak, pomarańczowo-czerwona skóra i odrosty jaśniejsze niż przed farbowaniem...


Tjaaa.... Malinowej czerni mi się zachciało, tak? Jasne. Malinową to miałam skórę i jakieś trzy centymetry włosów. Reszta była czarna. Pasuje jak ulał: malina I czerń. Beznadzieja ;) 


 I na sucho, chociaż przez kolor skóry ciężko zobaczyć kolor ufarbowanych odrostów:


Pomarańczowa, brudząca woda pojawiała się przy każdym myciu włosów przez ponad dwa tygodnie, co więcej, również podczas DESZCZU, raz zmokłam mając na sobie czarną bluzkę z białym kołnierzykiem - teraz nie umiem go doprać z pomarańczowych plam. :( Co gorsze, kolor się wypłukuje... do RÓŻOWEGO.

Tutaj zdjęcie bez flasha, zrobione po dwóch tygodniach (kiedy to już nie wytrzymywałam pytań typu "a Ty specjalnie masz takie różowe czy coś się stało?), przed kolejnym farbowaniem (w celu przykrycia różu):


Oraz kolor w świetle flasha:


Podsumowując:

PLUSY:
- farba szybko się mieszała
- zapach był dość neutralny

MINUSY:
- kolor uzyskany jest kompletnie nieadekwatny do reklamowanego na opakowaniu
- mieszanka jest dość rzadka, spływa z włosów
- bardzo ciężko się spłukuje
- nawet do dwóch tygodni po farbowaniu przy każdym myciu farba się wciąż spłukuje, zostawiając ślady
- farba wypłukuje się z włosów również pod wpływem deszczu, konsekwencją czego są poplamione ubrania
- kolor wypłukuje się do różowego

Nigdy więcej nie kupię jej ponownie i nie skuszę się na "ULTRA CZERŃ" w odcieniu "Malinowa czerń".
XOXO, D.

Friday, September 7, 2012

FreshLook Dailies Illuminate by CibaVision

Lubię soczewki CibaVision, bo najlepiej mi "leżą" na oczach, odpowiada mi ich grubość, kolory... Używam też innych, ale o tych innych będzie później :). Póki co kupiłam właśnie zapas soczewek i skusiłam się również na, dla mnie, nowość - FreshLook Dailies Illuminate, soczewki JEDNODNIOWE, których zadaniem, oprócz poprawy wzroku ;), jest również optyczne powiększenie oka.

I tak oto, pudełeczko:
 
W pudełku znajduje się 10 sztuk, czyli w sam raz na 5 dni. Cena za pudełko: 49,90pln


Cechy:
Moc (w moim przypadku): -1
Zakres mocy: od 0 do -8
BC: 8.6
DIA: 13.8 - osobiście żałowałam, że nie 14, bo 14 wydają mi się wygodniejsze, ale koniec końców soczewki okazały się być super wygodne :) 



Jak widać na powyższym zdjęciu, soczewka jest bezbarwna, ale ma dookoła czarny pierścień - to właśnie on sprawia, że oko wygląda na większe, bo okala naszą tęczówkę :). Soczewka jest miękka jak zwykłe Dailies, nosi się bardzo dobrze, w ogóle jej nie czuję na oku :).

Co do efektów wizualnych:
Górne zdjęcie: bez soczewek, flash w oczy ;)
Środkowe zdjęcie: założona jest prawa soczewka, flash w oczy ;). Od razu widać różnicę, oko wydaje się większe i bardziej, moim zdaniem, "drapieżne" ;) 
Dolne zdjęcie: obydwie soczewki założone, moim skromnym i prywatnym zdaniem, efekt jest: WOW. Na zdjęciach nie mam żadnego makijażu, bo soczewki zakładam najpierw ;), a wydaje mi się, że pierścień dookoła tęczówki sprawia, iż oczy wydają się być dużo "konkretniejsze", podkreślone.
 
 
Jeszcze dwa zdjęcia w świetle naturalnym, na zewnątrz (za szaro dzisiaj było na zrobienie zdjęć w pomieszczeniu i bez flasha, przepraszam :) ): 



Wydaje mi się, że czarny pierścień dookoła ładnie podkreśla jasny kolor oczu, aczkolwiek mam wrażenie, że równie fajnie będzie wyglądał przy ciemnych oczach, znacząco je powiększając.

Podsumowując:
- bardzo miękkie, wygodne soczewki
- cena... no cóż, wychodzi trochę mniej niż 10pln za dzień, z pewnością nie są to soczewki do codziennego używania, ale raz na jakiś czas, w ramach fajnego wyjścia, imprezy - jak najbardziej :) (49,90pln za 10 soczewek)
- zafiksowane parametry: 8.6 i 13.8
- bardzo fajny efekt wizualny, jeśli chodzi o powiększenie oka

Użyłam ich pierwszy raz, ale jestem MEGA zadowolona i z całą pewnością kupię ich więcej. Kupiłam je w sklepie internetowym bezokularow.pl , bo zbieram punkty Payback i bo podoba mi się, że korzystają z paczkomatów InPostu :).

Świetny zakup!
XOXO, D.

Saturday, September 1, 2012

Syoss Anti-Grease Dry Shampoo

Ok, przede wszystkim przepraszam za jakość zdjęć, są robione komórką ;), ale zaskoczyli mnie goście, więc stwierdziłam, że skoro mam tylko dwie minuty to przetestuję Syoss Anti-Grease Dry Shampoo.




Opakowanie przypomina wyglądem lakier do włosów, pojemnik jest dość wąski, wygodny do trzymania, matowy w dotyku, więc nie wyślizguje się z dłoni. Szampon jest w sprayu - należy rozczesać włosy, rozpylić szampon, następnie przy pomocy ręcznika i masażu rozprowadzić produkt na głowie. Następnie znów rozczesać włosy, wyczesując produkt i voila. Podchodziłam do tego trochę sceptycznie, ale, jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie ;)

PRZED:





I PO:


Jeśli po rozczesaniu włosów są jeszcze jakieś pozostałości szamponu to można pomóc sobie suszarką, aby się ich pozbyć, aczkolwiek w moim przypadku nie było to potrzebne :)




PLUSY:
- duże, wygodne opakowanie
- bardzo prosta aplikacja
- neutralny zapach
- łatwo pozbyć się produktu z włosów
- i co najważniejsze: naprawdę DZIAŁA

MINUSY:
...na razie nie znalazłam :)

Podsumowując: świetny produkt, z całą pewnością kupię go ponownie po zużyciu tego opakowania. Po użyciu włosy natychmiast odzyskały świeżość i co więcej, utrzymały świeżość również następnego dnia.

XOXO, D.

Friday, June 15, 2012

Mousse Color - Shake&Color - Palette nr 300

Naturalne włosy mam dość ciemne, jednakże ostatnio robiłam sporo eksperymentów z rudościami. Nie wychodziło mi to za dobrze, kolor się robił nierówny, wypłukiwał się do dziwnych odcieni... W związku z powyższym dałam za wygraną i postanowiłam wrócić do "mojego" koloru. W tym celu postanowiłam wypróbować nowy produkt - piankę koloryzującą Mousse Color Palette, zwłaszcza, że w Rossmanie była promocja i kupiłam ją za 11pln :)

Opakowanie jest ciekawe :). Po zdjęciu przykrywki znajdziemy w środku płyn aktywujący, pigment w proszku, parę rękawiczek, odżywkę oraz instrukcję. Całość bardzo ładnie pachnie - jakby truskawkowo? Nie jestem pewna co mi przypomina ten zapach, ale jest ładny :)



Wyjmujemy wszystko z kubeczka, wlewamy do kubeczka całą zawartość buteleczki z płynem:



Następnie staramy się "strzepać" proszek w torebce na jej dół (aczkolwiek jest tak napakowana, że było ciężko), bierzemy nożyczki (!), nadcinamy i wsypujemy proszek do wody. Proszek jest bardzo miałki i lekki, w związku z powyższym, jak to widać pięknie na zdjęciach, pięknie się nie tylko wsypywał do kubka, ale również wzlatywał za chwilę wszędzie dookoła. Po piętnastu sekundach miałam wrażenie, że proszek mam wszędzie, w oczach, w nosie, w ustach... Ble.



Nakładamy pokrywkę na kubek i zaczynamy nim potrząsać. Producent zaleca potrząśnięcie około 40 razy, ja na wszelki wypadek potrząsnęłam znacznie więcej, pewnie około 200. Powstała piana, którą moja przyjaciółka nazwała "nieapetyczną", a ja się w pełni z tym zgadzam. Piana ma nieregularny szarawo-brązowy kolor i wygląda jakby ktoś, kto był bardzo brudny właśnie wyszedł z wanny i zostawił po sobie taką właśnie pianę :P. W pianie widać również małe, nierozbite grudki proszku, a co więcej - o czym się przekonałam dopiero podczas nakładania całości na głowę - na samym dnie pojemnika znalazły się dość spore grudki posklejanego proszku :SSS



Po nałożeniu na włosy pianka zmieniła się w typową dla farb "maź", jednakże podczas nakładania, z racji swojej lekkości - wszędzie mi spadała, więc upaćkałam i siebie i pół łazienki ;). Plus dla producenta, że farba faktycznie zmywa się zwykłą wodą z mydłem, bo inaczej bym była cała w ciapki ;). Zapach mazi - znośny, aczkolwiek nie super przyjemny. Kolejny plus - już po nałożeniu - maź się trzymała dobrze i nie skapywała, nie zjeżdżała, mogłam spokojnie robić różne rzeczy. Po przepisowej półgodzinie odkryłam, że maź zmieniła kolor z jasnobrązowego - na czarny ;).



Farba spłukiwała się kiepsko, zostawiając na ściankach brodzika coś a la czarny piasek, ale w końcu się udało. Przy okazji okazało się, że moje włosy chyba nie lubią składników tej farby, bo wychodziły podczas płukania w ilości znacznie większej niż normalnie. Także minus za to ;).

Odcień 300 od razu po zastosowaniu okazał się być prawie czarny i na "mokro", i po wysuszeniu, jednakże w słońcu ma brązowe refleksy. Podejrzewam, że wypłucze się na brąz, ciekawa jestem po jakim czasie ;). Zobaczymy, zrobimy zdjęcia i będzie wtedy update do tej notki ;)))



Podsumowując:

PLUSY:
- fajne opakowanie
- ładny zapach przed zrobieniem mieszanki
- znośny zapach mieszanki
- zmywa się ze skóry i mebli wodą z mydłem
- po nałożeniu na włosy - nie spływa

MINUSY:
- proszek nie ulega dokładnemu rozmieszaniu
- dodatkowo podczas przesypywania do kubka fruwa wszędzie :S
- pianka wygląda... nieapetycznie
- podczas nakładania pianka łatwo spada wszędzie dookoła
- ciężko się spłukuje
- kolor uzyskany jest ciemniejszy od pożądanego
- po kolejnych dwóch myciach woda podczas spłukiwania wciąż jest szarawa
- duża ilość wychodzących włosów podczas spłukiwania farby

Nie wiem jaka jest normalna cena tej farby - promocyjne 11pln było ok, myślę, że byłabym w stanie wydać na nią maksymalnie ok 12-14pln, na pewno nie więcej, bo ma się nijak jakością do chociażby droższej Saphiry Welli.

Nie wiem czy kupię ponownie. Zależało to będzie jeszcze od tego na jaki kolor farba się będzie wypłukiwała, jak szybko i jaka jest jej normalna cena. Apdejtnę posta jak już się zacznie wypłukiwać :))

XOXO, D.

***************
Update po miesiącu: kolor się NIE wypłukał, ku mojemu zdziwieniu pozostał cały czas taki sam. Odrosty odrastały (a masło jest maślane) równą linią, kolor w moim przypadku nie zmienił się ani na jotę. Nieźle! Może jednak kupię ponownie, pomimo problemów z rozmieszaniem proszku i aplikacją ;)