Friday, October 12, 2012

Bausch&Lomb PureVision (soczewki typu night&day)


Soczewki typu Night&Day należą do moich ulubionych, oznacza to bowiem, ze można je nosić non stop przez cały miesiąc, bez zdejmowania na noc, co jest dla mnie bardzo wygodne, zwłaszcza, iż do niedawna często wychodziłam w nocy z moim psem. Generalnie rzecz biorąc jestem fanką Ciba Vision, ale w tym przypadku kupuję Bausch&Lomb. I niestety, nie ze względu na jakość, ale ze względu na cenę :). 
Porównując ceny chociażby w Twojesoczewki.com (gdzie ja je kupuję): 
Bausch&Lomb PureVision - 6 soczewek kosztuje 59,98pln ( klik klik )
Air Optix Night&Day Aqua - 6 soczewek kosztuje 154,99pln ( klik klik )
Różnice między tymi soczewkami są kolosalne, na korzyść Air Optix (Ciba Vision), ale w dzisiejszym poście będzie o Bausch&Lomb.

Opakowanie:

 


Parametry:
DIA (średnica): 14.0
Krzywizna: 8.6 
Moce:
od +6.00 do -6.00 (co 0.25)
od -6.00 do -12.00 (co 0.50)  

Opakowanie pojedynczej soczewki jest dość duże, głębokie i dla mnie nie do końca wygodne, a już bez porównania do pudełeczek CibaVision ( Post o soczewkach Illuminate ). Tutaj soczewka nie wypływa łagodnie po przechyleniu pojemniczka, tylko z reguły odwraca się, tudzież przykleja i w rezultacie muszę ją z niego wydłubywać ;). Aczkolwiek może to po prostu ja jestem taka niezdara ;)


Soczewka na mojej dłoni. Jak widać, ma zabarwienie bardzo delikatnie zielone, ale nie wiem zupełnie jakie to ma znaczenie :) 


Największą wadą tych soczewek jest ich grubość oraz twardość. Na zdjęciu poniżej widać jaki ma gruby brzeg, jak widać trzyma swój kształt nawet po "postawieniu" w pionie:


Jej twardość dla mnie jest znaczną wadą, ponieważ zdarza mi się lekko trzeć oczy, zwłaszcza, kiedy nie widzę wyraźnie (zaraz do tego dojdę), a tarcie oczu, na których są te soczewki - delikatnie mówiąc nie jest dobre, bo ich twardość powoduje, że ulegają zagięciom. Tak samo mam z nimi problem jeśli z jakiegoś powodu potrzebuje je zdjąć w ciągu miesiąca - np, żeby je wypłukać. Nie wiem jak Wy wyjmujecie soczewki? Ja przechylam głowę lekko w dół, patrzę w górę, przesuwam soczewkę palcem na dół oka, a następnie wyjmuję ją, lekko przyszczypując.I ok, ten sposób działa praktycznie na każde miękkie soczewki... ale nie na te (przynajmniej w moim przypadku). Bo przyszczypane podczas zdejmowania - załamują się, a ponownie włożone na oko soczewki, z jakimkolwiek załamaniem tudzież deformacją - to koszmar. :) Są twarde i przez to uwierają. W jednym pudełko jest 6 sztuk, dla mnie to trzy pary i spokojnie mogę przyznać, że przynajmniej jedna para z każdego pudełka przedwcześnie wędruje do śmieci, bo nie jestem jej w stanie nosić (tak uwierają). Dodatkowo, jak wspomniałam - są dość grube, dzięki czemu jeśli zdarzy mi się dzień, że mam trochę spuchnięte powieki, to powieki zaczepiają mi o te soczewki podciągając je do góry i powodując dyskomfort.

Także jeśli je nosicie - to mega delikatnie, bo są bardzo wymagające ;) (oczywiście moim zdaniem)

Dodatkowo, widzicie na zdjęciu poniżej biały punkt na soczewce?


...i zoom:



Ten biały punkt to dość duża cyferka, numer 5 - nie wiem co oznacza, ani czemu służy. Nie jest to widoczne z daleka, ani na jasnych oczach, aczkolwiek podczas romantycznego zbliżenia, kiedy ktoś będzie patrzył nam głęboko w oczy, a nasze oczy będą ciemne - odnoszę wrażenie, że cyfra 5 może być widoczna :)  (ale nie sprawdziłam ;) )

Kolejna sprawa to wysychanie soczewek - jeśli nie śpię przez 16-18 godzin bez przerwy to wieczorem, nosząc te soczewki, muszę oczy dodatkowo zakraplać. Rano dla odmiany (tudzież w nocy) - po otwarciu oczu nic nie widzę ;) (w przenośni!) - przy dłuższym zamknięciu oczu (parę godzin snu) soczewki robią się matowe - w związku z czym muszę użyć kropli/płynu / tudzież się wzruszyć ;),  by widzieć normalnie, a nie rozmazany obraz.

Na oczach ich praktycznie nie widać:
 

Podsumowując:

PLUSY:
- cena (zdecydowanie!)
- przy delikatnym traktowaniu ładnie wytrzymują cały miesiąc
- duża średnica (14)
- nie widać ich na oku

MINUSY:
- zafiksowane parametry (jedna średnica i jedna krzywizna)
- twardość soczewki
- grubość soczewki
- konieczna wielka delikatność w "obsłudze"

Nie przepadam za nimi, ale z pewnością będę ich używać, ponieważ są dość tanie (59,98pln za trzy miesiące używania...). W tej chwili mam zapas chyba jeszcze na cztery miesiące, ponieważ kupiłam je w promocji z parą soczewek HD2, ale między-pomiędzy parami używam też innych soczewek i każde z pewnością opiszę :)
XOXO, D.

Garnier Color Naturals Ultra Malinowa Czerń 2.6

Przyznaję, skusiła mnie nazwa - "malinowa czerń" - brzmiało to dla mnie super, no bo na logikę, skoro "malinowa CZERŃ" to powinien wyjść kolor CZARNY z malinowym połyskiem, czyż nie?

No najwyraźniej NIE. ;) Nigdy więcej tej farby, NIGDY!!!, a szczegóły poniżej ;).

Mój kolor wyjściowy - to znaczna część włosów po wcześniejszym farbowaniu na bardzo ciemny brąz + jaśniejsze odrosty. Od razu na początku wspomnę, że wcześniejsze farbowania były: czerwiec (Mousse Color Shake Palette nr 300) oraz sierpień (Syoss Pronature, 2-1) - przy czym Malinowa Czerń pokryła blednący Syoss, ale w ogóle nie ruszyła włosów gdzie wciąż był kolor z czerwca.

A teraz do rzeczy: przede wszystkim był to mój pierwszy kontakt z tą farbą, nie spodziewałam się, że jest to farba, która wymaga miseczki i pędzelka, ale na szczęście posiadam takowe w domu ;). Opakowanie było podwójne - czarny kartonik z reklamą, który przykrywał większość informacji:

Widać jednakże, jaki efekt końcowy powinno się uzyskać przy stosowaniu tej farby: Zapowiadał się na ciemny z malinowym połyskiem, prawda?


Pod czarnym opakowanie - drugie opakowanie..:


W środku znajdują się:  krem koloryzujący w tubce, buteleczka z emulsją rozwijającą, standardowe cienkie rękawiczki z folii, odżywka oraz oczywiście instrukcja.

Ponieważ czytałam tylko dane z czarnego opakowania, zaskoczeniem dla mnie był sposób mieszania. Dodatkowo, zazwyczaj w przypadku tego typu farb, na tubce z kolorem jest podziałka, która umożliwia wykorzystanie tylko części farby - ale nie na tej. Wręcz przeciwnie, w przypadku tej farby jest wręcz wskazane w instrukcji, iż należy wymieszać całą zawartość obu pojemników. 


Emulsja:


Standardowo emulsja + kolor:


Konsystencja okazała się dość lejąca, a całość bardzo szybko nabierała koloru podczas mieszania:




Początki nakładania farby - hmmm, czemu ona jest taka czerwona?


Po nakładaniu pędzelek był wręcz różowy, i, co mnie zdziwiło - ciężko było go domyć:


Jeszcze ciężej było domyć kran, (wręcz została na nim niestety plama!!!), na który farba SKAPNĘŁA podczas nakładania na włosy:


Poniższe zdjęcie moja przyjaciółka skomentowała "ach, jaki duży margines". Spieszę z tłumaczeniem - to nie jest margines, który sama sobie zrobiłam na czole ;). To farba, która zaczynała spływać, a ja ratowałam czoło wacikami ;). Kolor, jak widać, wciąż daleki od malinowej CZERNI.


I po 35 minutach:


Spłukiwanie to był koszmar. Na początku patrzyłam na kolor wody i żałowałam, że nie wzięłam do łazienki Olympusa, żeby zrobić krwawe zdjęcia pod prysznicem ;), ale szybko mi się znudziło. Ile czasu normalnie zajmuje Wam spłukanie farby po farbowaniu? Mi zazwyczaj 5 minut, chyba, że farba jest uparta, to max 7 minut. Tę farbę spłukiwałam 20 minut. DWADZIEŚCIA minut. A woda wciąż była kolorowa i brudząca wszystko dookoła. Po dwudziestu minutach miałam już kompletnie dość stania pod prysznicem, więc wyszłam mimo wciąż pomarańczowej wody. WODA z włosów, po wyjściu spod prysznica, kapnęła mi na dywanik, pozostawiając kolejną niespieralną plamę:
 

 Jeszcze zanim zobaczyłam efekt końcowy, już spod brzegu ręcznika widziałam, że coś jest nie tak, pomarańczowo-czerwona skóra i odrosty jaśniejsze niż przed farbowaniem...


Tjaaa.... Malinowej czerni mi się zachciało, tak? Jasne. Malinową to miałam skórę i jakieś trzy centymetry włosów. Reszta była czarna. Pasuje jak ulał: malina I czerń. Beznadzieja ;) 


 I na sucho, chociaż przez kolor skóry ciężko zobaczyć kolor ufarbowanych odrostów:


Pomarańczowa, brudząca woda pojawiała się przy każdym myciu włosów przez ponad dwa tygodnie, co więcej, również podczas DESZCZU, raz zmokłam mając na sobie czarną bluzkę z białym kołnierzykiem - teraz nie umiem go doprać z pomarańczowych plam. :( Co gorsze, kolor się wypłukuje... do RÓŻOWEGO.

Tutaj zdjęcie bez flasha, zrobione po dwóch tygodniach (kiedy to już nie wytrzymywałam pytań typu "a Ty specjalnie masz takie różowe czy coś się stało?), przed kolejnym farbowaniem (w celu przykrycia różu):


Oraz kolor w świetle flasha:


Podsumowując:

PLUSY:
- farba szybko się mieszała
- zapach był dość neutralny

MINUSY:
- kolor uzyskany jest kompletnie nieadekwatny do reklamowanego na opakowaniu
- mieszanka jest dość rzadka, spływa z włosów
- bardzo ciężko się spłukuje
- nawet do dwóch tygodni po farbowaniu przy każdym myciu farba się wciąż spłukuje, zostawiając ślady
- farba wypłukuje się z włosów również pod wpływem deszczu, konsekwencją czego są poplamione ubrania
- kolor wypłukuje się do różowego

Nigdy więcej nie kupię jej ponownie i nie skuszę się na "ULTRA CZERŃ" w odcieniu "Malinowa czerń".
XOXO, D.