No najwyraźniej NIE. ;) Nigdy więcej tej farby, NIGDY!!!, a szczegóły poniżej ;).
Mój kolor wyjściowy - to znaczna część włosów po wcześniejszym farbowaniu na bardzo ciemny brąz + jaśniejsze odrosty. Od razu na początku wspomnę, że wcześniejsze farbowania były: czerwiec (Mousse Color Shake Palette nr 300) oraz sierpień (Syoss Pronature, 2-1) - przy czym Malinowa Czerń pokryła blednący Syoss, ale w ogóle nie ruszyła włosów gdzie wciąż był kolor z czerwca.
A teraz do rzeczy: przede wszystkim był to mój pierwszy kontakt z tą farbą, nie spodziewałam się, że jest to farba, która wymaga miseczki i pędzelka, ale na szczęście posiadam takowe w domu ;). Opakowanie było podwójne - czarny kartonik z reklamą, który przykrywał większość informacji:
Widać jednakże, jaki efekt końcowy powinno się uzyskać przy stosowaniu tej farby: Zapowiadał się na ciemny z malinowym połyskiem, prawda?
Pod czarnym opakowanie - drugie opakowanie..:
W środku znajdują się: krem koloryzujący w tubce, buteleczka z emulsją rozwijającą, standardowe cienkie rękawiczki z folii, odżywka oraz oczywiście instrukcja.
Ponieważ czytałam tylko dane z czarnego opakowania, zaskoczeniem dla mnie był sposób mieszania. Dodatkowo, zazwyczaj w przypadku tego typu farb, na tubce z kolorem jest podziałka, która umożliwia wykorzystanie tylko części farby - ale nie na tej. Wręcz przeciwnie, w przypadku tej farby jest wręcz wskazane w instrukcji, iż należy wymieszać całą zawartość obu pojemników.
Emulsja:
Standardowo emulsja + kolor:
Konsystencja okazała się dość lejąca, a całość bardzo szybko nabierała koloru podczas mieszania:
Początki nakładania farby - hmmm, czemu ona jest taka czerwona?
Po nakładaniu pędzelek był wręcz różowy, i, co mnie zdziwiło - ciężko było go domyć:
Jeszcze ciężej było domyć kran, (wręcz została na nim niestety plama!!!), na który farba SKAPNĘŁA podczas nakładania na włosy:
Poniższe zdjęcie moja przyjaciółka skomentowała "ach, jaki duży margines". Spieszę z tłumaczeniem - to nie jest margines, który sama sobie zrobiłam na czole ;). To farba, która zaczynała spływać, a ja ratowałam czoło wacikami ;). Kolor, jak widać, wciąż daleki od malinowej CZERNI.
I po 35 minutach:
Spłukiwanie to był koszmar. Na początku patrzyłam na kolor wody i żałowałam, że nie wzięłam do łazienki Olympusa, żeby zrobić krwawe zdjęcia pod prysznicem ;), ale szybko mi się znudziło. Ile czasu normalnie zajmuje Wam spłukanie farby po farbowaniu? Mi zazwyczaj 5 minut, chyba, że farba jest uparta, to max 7 minut. Tę farbę spłukiwałam 20 minut. DWADZIEŚCIA minut. A woda wciąż była kolorowa i brudząca wszystko dookoła. Po dwudziestu minutach miałam już kompletnie dość stania pod prysznicem, więc wyszłam mimo wciąż pomarańczowej wody. WODA z włosów, po wyjściu spod prysznica, kapnęła mi na dywanik, pozostawiając kolejną niespieralną plamę:
Jeszcze zanim zobaczyłam efekt końcowy, już spod brzegu ręcznika widziałam, że coś jest nie tak, pomarańczowo-czerwona skóra i odrosty jaśniejsze niż przed farbowaniem...
Tjaaa.... Malinowej czerni mi się zachciało, tak? Jasne. Malinową to miałam skórę i jakieś trzy centymetry włosów. Reszta była czarna. Pasuje jak ulał: malina I czerń. Beznadzieja ;)
Pomarańczowa, brudząca woda pojawiała się przy każdym myciu włosów przez ponad dwa tygodnie, co więcej, również podczas DESZCZU, raz zmokłam mając na sobie czarną bluzkę z białym kołnierzykiem - teraz nie umiem go doprać z pomarańczowych plam. :( Co gorsze, kolor się wypłukuje... do RÓŻOWEGO.
Tutaj zdjęcie bez flasha, zrobione po dwóch tygodniach (kiedy to już nie wytrzymywałam pytań typu "a Ty specjalnie masz takie różowe czy coś się stało?), przed kolejnym farbowaniem (w celu przykrycia różu):
Oraz kolor w świetle flasha:
Podsumowując:
PLUSY:
- farba szybko się mieszała
- zapach był dość neutralny
MINUSY:
- kolor uzyskany jest kompletnie nieadekwatny do reklamowanego na opakowaniu
- mieszanka jest dość rzadka, spływa z włosów
- bardzo ciężko się spłukuje
- nawet do dwóch tygodni po farbowaniu przy każdym myciu farba się wciąż spłukuje, zostawiając ślady
- farba wypłukuje się z włosów również pod wpływem deszczu, konsekwencją czego są poplamione ubrania
- kolor wypłukuje się do różowego
Nigdy więcej nie kupię jej ponownie i nie skuszę się na "ULTRA CZERŃ" w odcieniu "Malinowa czerń".
XOXO, D.
Zmien tło na jasne litery zlewaja sie z tłem i nic nie widac co pisze .korzystam z netu przez komorke nic nie jest czytelne
ReplyDeletenajpierw farba potem oxydant :)
ReplyDeleteta farba jest okropna wczoraj pofarbowałam sobie nią włosy nigdy farby garnier nie kupie wiecej byłam w szoku tak jak autorka równiez zabrudził mi sie dywanik i cały ręcznik nawet posciel i grzebien masakra takiej farby to ja jeszcze nigdy nie widziałam chodz farbuje włosy różnymi farbami żałuje ze ja kupiłam .wiecej miałam roboty po farbowaniu musiałam wyprac ręknik i cała kabine masakra tyle roboty nabawiła mi ta farba...
ReplyDeletePotwierdzam, Garnier Color Naturals Ultra Malinowa Czerń 2.6 to najgorsza farba jaką miałam! Identyczne spostrzeżenia I SZKODY jak u autorki! Całkiem inny kolor! Miała być czerń na włosach, a wyszło... malinowe czoło, malinowa skóra głowy, malinowe skronie, malinowa szyja, no i na włosach też, kurczę: MALINA :( Spłukać się za skarby toto nie chciało. Zmyć ze skóry też nie! Dywanik w łazience na szczęście odsunęłam, bo byłby do wyrzucenia. Przy kolejnych myciach nadal leci kolorowa woda. Podobnie jak autorce, zafarbowała mi się poduszka oraz ubranie podczas deszczu. Odrosty są innego koloru, reszta włosów innego... no i ta czerwona skóra... Ohyda! Wstyd się pokazać ludziom. Odczekam jeszcze parę dni, żeby nie zniszczyć włosów zbyt szybkim kolejnym farbowaniem i odetchnę z ulgą jeśli to paskudztwo da się czymś innym pokryć. Chyba całkiem obrażę się na Garniera za wyprodukowanie takiego szajsu.
ReplyDeleteGreat and I have a swell supply: How Much Are House Renovations Stardew Valley house renovation price
ReplyDelete