Wednesday, July 17, 2013

Hairdreams, henna i testowanie nowych produktów

Dostałam parę fajnych produktów do przetestowania, sęk w tym, że nie bardzo mam ochotę czekać na efekty poszczególnych z nich, dlatego postanowiłam przetestować je wszystkie razem. Daję sobie miesiąc na pierwsze efekty, zobaczymy jak będzie :).

Najpierw jednak o Hairdreams i moich włosach.
Część pierwsza: http://opiniediav.blogspot.fr/2012/12/hairdreams-standard-metoda-z-selektorem.html
Część druga: http://opiniediav.blogspot.fr/2013/05/hairdreams-standard-metoda-z-selektorem.html

Przedłużone kosmyki zostały mi zdjęte pod koniec czerwca. Łącznie miałam doczepiane włosy dwa razy, na łączny czas 7,5 miesiąca. Drugie zdejmowanie odbyło się tutaj, we Francji, bo nie miałam możliwości przyjechania do Polski, żeby je zdjąć u pani Kasi. Podczas tego zdejmowania kołtuniki, które powstały przy łączeniach, zamiast być rozczesywane w dół - były zdejmowane "do góry" - więc szło dość szybko i chyba nawet nie połamało się zbyt dużo włosów.

Efekty PO noszeniu Hairdreams? Generalnie objętość moich włosów jest mniejsza - przed noszeniem przedłużeń mój kucyk miał obwód 7, czasami 7,5cm (wiem, niedużo), aktualnie ma obwód 6cm. Przez czas noszenia przedłużanych włosów - moje włosy urosły mi o 9 cm, ale zaraz po zdjęciu przedłużeń podcięłam również włosy o jakieś 15cm, skutkiem czego ścięłam te wszystkie nieładne i zniszczone końcówki widoczne na zdjęciu PRZED Hairdreams, dzięki czemu moje włosy wyglądają lepiej niż wcześniej, mimo iż są krótsze ;).

Po lewej PRZED Hairdreams, a po prawej PO zdjęciu Hairdreams (nie sugerujcie się położeniem włosów względem koszulki, bo to nie jest ta sama koszulka, tylko podobna :) ):

Postanowiłam również zrezygnować z farb chemicznych i przestawić się na hennę. Kupiłam naturalną hennę Khadi w kolorze czarnym  (połowa opakowania spokojnie wystarczyła na moje włosy). Nie zrobiłam zdjęć przy pierwszym użyciu, niestety, zrobię przy kolejnym, za to powiem Wam, że jestem zachwycona! efektem. Na zdjęciu na górze (po prawej) nie widać, bo stoję w zupełnym cieniu, ale kolor jest niesamowity.

Czuję się trochę jak kameleon :), w cieniu włosy są czarne. W słońcu są czarne, ale z niesamowitym, czerwono-miedzianym połyskiem, czyli wyglądają tak, jak zawsze o nich marzyłam! W świetle sztucznym są ciemno brązowe, ale mieniące się czerwonawo. Super :). Przy następnym kładzeniu henny zrobię zdjęcia krok po kroku i pokażę Wam wszystkie efekty.

Testowanie nowych produktów - dwa środki na odchudzanie oraz dwa na włosy.

Zacznę od tego, że rozpoczęłam kurację wszystkimi środkami wczoraj i żyję i nie mam żadnych skutków ubocznych ;).

Stan początkowy włosów, na dzień 2013-07-16: 
- 45cm w najdłuższym miejscu mierząc od czubka głowy
- 6cm w obwodzie kucyka (tuż przy gumce)

Produkty: 
- drażetki Merz Spezial (które podobno fenomenalnie wpływają na porost włosów)
- odżywka Jantar 

 O obydwu produktach czytałam na różnych blogach włosowych i wszystkie dziewczyny miały naprawdę fajne efekty. Mam nadzieję, że ja też będę takie miała :)

MERZ SPEZIAL:



W środku znajduje się szklana buteleczka. Ma porządne zamknięcie, nic się samo nie odkręca, nic sie nie wysypuje.


Drażetka jest dość mała, bardzo śliska, łatwa do połknięcia, przy czym ładna i pastelowo-różowa :)


Na początku brałam je z pewną obawą - dawno temu brałam H-Pantoten, ale źle go znosiłam - było mi bardzo niedobrze i słabo. W końcu przerwałam zanim zdążyłam zauważyć efekty. Po Merz Spezial na razie efektów ubocznych brak, nie jest mi słabo, nie jest mi niedobrze, wszystko gra. Biorę dwa razy dziennie - w południe i wieczorem.

 ODŻYWKA JANTAR

Wszystkie informacje są na opakowaniu zewnętrznym, w środku nie ma żadnej ulotki. Pudełeczko jest ładne:



Buteleczka jest szklana i dość ciężka, płyn jest przezroczysty, nie klei się do rąk, ma konsystencję bardzo lekkiego olejku - ale nie jest tłusty. Po wtarciu wieczorem w skórę głowy, włosy oczywiście, siłą rzeczy, robią się również wilgotne, ale szybko wysychają. Odżywka nie zostawia na włosach śladów (żadnej oleistości) i nie przetłuszcza ich. 


Samo nakładanie odżywki nie jest proste, bowiem buteleczka zakończona jest dozownikiem, który pozwala wypływać jedynie pojedynczym kroplom. Samo czekanie na krople jest frustrujące, a potrząsanie czasami kończy się wytrząśnięciem kropli nie tam, gdzie zamierzałam ;). Przydałby się inny dozownik - ampułki Vichy nadawałyby się do tego idealnie.


I jeszcze dwa produkty na odchudzanie - pozwólcie, że nie będę tutaj pisała jakie mam wymiary i ile ważę ;), ale z całą pewnością napiszę po miesiącu jaka jest różnica. :)

1. Fabacum - neutralizator skrobi (Vitana)
2. Cidrex - wspomagający odchudzanie

FABACUM

Jego zadaniem jest neutralizowanie skrobi, co dla mnie jest idealne, bowiem podstawą moich posiłków z reguły są makarony, ryże i pochodne. Przyjmować należy 1-2 tabletki dziennie, bezpośrednio przed posiłkiem bogatym w skrobię.




Tabletka jest mała, ale bardzo "matowa", wygląda bardzo ziołowo i pachnie miało ciekawie ;), no, ale, ma działać, a nie pięknie wyglądać i pachnieć ;). Przynajmniej nie wygląda chemicznie. Jeszcze nie miałam problemów z jej połykaniem, ale mam wrażenie, że od czasu do czasu jej matowość może mieć na to negatywny wpływ.


CIDREX

Zawiera ocet jabłkowy i zieloną herbatę, między innymi. Ma formę kapsułek, które należy brać 2 razy dziennie po jednej, przed posiłkiem (u mnie przed lunchem i kolacją). Teoretycznie należy je popijać przegotowaną wodą, ale ja takowej nie lubię BARDZO, więc popijam zwykłą wodą. Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie?




Kapsułka jest dwukolorowa, śliska, niewielka. Łatwo się połyka, dzięki temu, że jest gładka :). 



Mam po dwa opakowania każdego specyfiku, więc starczy mi na miesiąc. Zobaczymy jakie będą efekty! Jestem bardzo ciekawa. :)

XOXO,
D.

Wednesday, May 22, 2013

Hairdreams standard - metoda z selektorem - część druga


Część pierwsza tutaj: http://opiniediav.blogspot.fr/2012/12/hairdreams-standard-metoda-z-selektorem.html

W skrócie: 
W połowie listopada doczepiłam sobie włosy Hairdreams, metodą z selektorem. Kolor 00, długość 40cm, 100 pasemek. Nosiłam je aż do początku kwietnia, czyli łącznie cztery i pół miesiąca. Teoretycznie, zgodnie z materiałami Hairdreams, włosy można nosić nawet do pięciu-sześciu miesięcy, ale ja chyba aż tak długiego czasu nie polecam :). Szczegóły za chwilę.


Dostaję masę pytań, w mailach i nie tylko, na temat zniszczeń spowodowanych doczepianiem włosów. Czy doczepianie, przedłużanie niszczy włosy? Zaraz na te pytania odpowiem.

Jak widać poniżej, nawet po tak długim czasie noszenia doczepianych włosów (przypominam, cztery i pół miesiąca!) - łączeń nie widać (włosy na zdjęciach nie są uczesane, tylko po prostu "machnięte" ręką ;), żeby było widać ich naturalny stan): 




Włosy sporo przez ten czas odrosły, około 5-6cm i wszystko generalnie byłoby super, gdyby nie to, że o pewne rzeczy nie zadbałam. Co niszczy włosy? Nie samo doczepianie. Nawet nie łączenia, bo to według mnie nie miało absolutnie żadnego wpływu na moje włosy. No i przede wszystkim - co właściwie rozumiemy pod pojęciem "zniszczenie" włosów? W moim przypadku nastąpiło ich przerzedzenie. Zaraz wytłumaczę dlaczego oraz jak tego uniknąć...


Jak widać na zdjęciu poniżej - włosy spooooro urosły, łączenia były naprawdę nisko:


Przyjrzyjcie się dokładnie pasemkom oraz włosom dookoła:




Widzicie krótkie włoski? Widzicie "kołtunik" nad łączeniem moich włosów z Hairdreams? Spójrzcie jeszcze tutaj, kilka pasemek jakimś cudem splątało się ze sobą, nie wiem dlaczego (zwróćcie uwagę również na "kołtunik" tudzież "sfilcowanie" nad łączeniami - w tych przypadkach sporo dłuższe niż na poprzednich zdjęciach:




Teraz: są dwie główne przyczyny tego, że po zdjęciu doczepianych pasemek zamarłam i zapragnęłam zapłakać "gdzie są moje włooooosy" :P.

1. Bawienie się włosami (i przerywanie ich niechcący, tudzież próby "wyciągania" ich z pasemek, co również skutkuje przerywaniem włosa w pewnym momencie), przerywanie ich niechcący podczas przeczesywania włosów palcami, używanie złej szczotki, co doprowadzało do przerywania włosów...

Najważniejsze: jeśli wkładacie palce we włosy - NIE PRZERYWAJCIE włosków z pasemek, do których przyczepione są Hairddreams, bo pozbawiacie się własnych włosów. Do czesania używajcie najlepiej szczotki Hairdreams - wygląda jakby była zrobiona z twardego włosia, z którego w niektórych miejscach wychodzą plastikowe, twardsze i dłuższe włoski. Myślę, że nadają się też inne szczotki, które są głównie z włosia - te, które wyglądają jak plastikowe jeże - odpadają, wchodzą we włosy, na których trzymają się łączenia, obciążają łączenia, łatwo przerywają włosy. Jeśli czeszecie taką szczotką, to tylko włosy pod łączeniami i to trzymając włosy na łączeniach, żeby ich nie ciągnąć.

2. Filcowanie się włosów, które zostały przerwane tudzież tych, które samoistnie wypadły.

W paszporcie Hairdreams, w uwagach dotyczących pielęgnacji (nie mam go przy sobie, więc nie mogę zacytować) - napisane jest, że bardzo ważne jest regularne przycinanie włosków, które wypadły, ale złapane są wciąż w łączenia z Hairdreams. Ja o to nie zadbałam - podczas całego czasu noszenia Hairdreams nie było mnie w Polsce, nie chodziłam na wizyty do fryzjera, nie podcinałam ich. Z biegiem czasu wypadające włosy miały coraz dłuższe końcówki, co naturalne, ale im były dłuższe tym bardziej się filcowały. W moim przypadku dodatkowo niechcący pomogłam im w filcowaniu się - bo nie zmieniłam sposób mycia włosów - zawsze trochę targałam włosy podczas mycia i tak też robiłam w czasie noszenia Hairdreams, a to błąd. Szampon należy nakładać delikatnie, od góry do doły, bez zbędnego tarmoszenia czy też targania włosów. Jak najbardziej delikatnie. To samo z ręcznikiem - nie trzemy włosów, absolutnie, jedynie bardzo delikatnie dociskamy i już. Nie targamy. ( Mądry Polak po szkodzie ;), ale teraz już jestem grzeczna i bardzo o to wszystko dbam.)

Sfilcowane kosmyki po czterech miesiącach noszenia, widać też pourywane i "wypadnięte" włosy:




Dlaczego i w jaki sposób "filcowanie" niszczy włosy? Kiedy je niszczy? Podczas zdejmowania, a dokładniej rzecz biorąc - podczas rozczesywania. Samo zdejmowanie jest bardzo proste i szybkie - pani fryzjer psika jakąś tajemniczą miksturą, następnie delikatnie zgniata łączenie, po czym je zgrabnie i z łatwością ściąga, trzymając włosy klientki, żeby podczas zdejmowania ich nie wyrwać. Gorzej z rozczesywaniem sfilcowanych włosów. Nie dość, że trwa długo, to jeszcze na dodatek sporo włosów się przy tym rwie :/ U mnie całość zdejmowania trwała jakieś dwie godziny, w tym samo ściąganie pasemek - około 20 minut. Reszta to rozczesywanie, aż słyszałam trzask pękających włosów....  A gdy po zdjęciu pasemek wzięłam do ręki swoje włosy to zamarłam. Przy samej skórze normalna ilość włosów, ale sporo z nich tylko o długości 5-6cm, czyli tyle, ile miały włoski do sfilcowanych kawałków... Myślę, że podczas rozczesywania, a także podczas tych czterech i pół miesiąca noszenia - kiedy niechcący je przerywałam, wkładając palce we włosy - jakieś 30% moich włosów uległo połamaniu. Reszta ładnie urosła, ale co z tego, na gęstości sporo straciły. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina, teraz już dbam o nie dużo bardziej....

Bo oczywiście, od razu założyłam włosy ponownie, dalej je uwielbiam :)


Aktualnie noszę włosy już prawie dwa miesiące, włosy już urosły ponad 2cm (używam Vichy i biorę Skrzypowitę, włosy rosną dość szybko). Bardzo staram się nie przerywać włosów, również bardzo delikatnie je myję, suszę i czeszę. Ciężko mi się pozbyć nawyku bawienia się włosami, w konsekwencji czego niechcący wyciągnęłam sobie jedno pasemko, ale dzięki temu może zobaczyć różnice w stosunku do poprzednich wyciągniętych pasemek (wyżej). O, jaką różnicę sprawia odpowiednia pielęgnacja: (aczkolwiek dalej nie przycinam włosów, które wypadły, a wciąż są złapane w łączenia, bowiem znowu jestem za granicą, byłam w Polsce tylko w okolicy Wielkanocy) - brak jakiegokolwiek sfilcowania, zdecydowanie mniejsza ilość urwanych włosów:


Założone ponownie włosy są w perfekcyjnej linii - nie mogę już zrobić dwóch kucyków - ale tym razem nie prosiłam o takie założenie, żebym mogła, więc jest ok. Tutaj włosy od razu po założeniu:



I jeszcze wygląd całościowy (znowu są to włosy nieuczesane, ale chciałam pokazać jak wyglądają naturalnie, bez żadnych stylizacji):


Tym razem spróbuję je zdjąć po krótszym czasie niż cztery i pół miesiąca. Aczkolwiek, chyba nie będę zakładała kolejnych na lato, bo przyznam szczerze, że już mi w nich gorąco i w sumie prawie cały czas je spinam ;), więc chyba spróbuję je zdjąć pod koniec czerwca (czyli po trzech miesiącach) i założę ponownie jesienią :). A w międzyczasie, na jakieś większe wyjścia - pozostaną mi doczepiane.pl, gdzie właśnie zamówiłam paczuszkę :). 


Tuesday, December 4, 2012

Hairdreams standard - metoda z selektorem, salon Donahair

Nie lubię chodzić do fryzjera, bardzo. Głównie dlatego, że nigdy w życiu nie wyszłam zadowolona...
Nigdy, aż do wizyty w warszawskim Donahair!

Już po pierwszej wizycie u pani Kasi, wiem, że będę tam wracała, nawet jeśli nie na przedłużanie włosów, to nawet na zwykłe cięcie, bo pani Kasia jest po prostu rewelacyjna.

Ale do rzeczy - Hairdreams.

Włosy miałam przedłużane parę (4) razy w życiu, za każdym razem metodą keratynową - i chociaż nie była to metoda doskonała, to wydawała mi się najlepsza z tych dostępnych na rynku. Jednakże keratyna często kruszyła się, włosy wyczesywały się z niej, generalnie nie byłam super zadowolona. Ostatni raz przed Hairdreams przedłużałam włosy w 2009 roku, gdzieś na Ochocie, nie pamiętam dokładnie gdzie - był to mój pierwszy raz kiedy włosy nie miały gotowej keratyny, ale fryzjerka moczyła robione przez siebie pasemka w rozgrzanej keratynie... i była to również największa porażka. Tuż po przedłużeniu włosów wyjechałam na trzy tygodnie na wakacje nad Morze Śródziemne, to było gorące lato, no i cóż, keratyna zwyczajnie się rozpuszczała za każdym razem kiedy wychodziłam na słońce. Musiała być kiepskiej jakości, bowiem rozpuszczała się również pod wpływem suszarki. W konsekwencji we włosach tworzyły mi się lepkie i nieestetyczne kulki, zgrzewy łączyły się ze sobą, plątały mi włosy... włosy wyczesywały się z kosmyków... porażka, naprawdę. Było to doświadczenie niemalże traumatyczne ;), w związku z czym następnym razem przedłużyłam włosy dopiero w tym roku, w listopadzie, w warszawskim salonie Donahair. Wybrałam Hairdreams ze względu na rodzaj łączeń - zakładanie przypomina metodę keratynową, ale łączenia są z czegoś co przypomina plastik.

Jestem bardzo, bardzo zadowolona.
Dlaczego wybrałam ten salon? Zanim zdecydowałam się na przedłużanie włosów przy pomocy Hairdreams dużo na ten temat czytałam, oglądałam filmiki na youtube, generalnie wpadłam małą obsesję z tym związaną ;). Również zapisałam się do klubu Beauty Club na stronie Hairdreams.pl - dzięki czemu zaczęłam otrzymywać fajne rabaty na założenie włosów :).

Salonu szukałam przeglądając listę warszawskich partnerów Hairdreams. Kilka salonów olało moje maile z pytaniami, kilka podało mi ceny z kosmosu (rekordowy salon podał mi cenę 4800pln za 100 pasemek, roześmiałam się w głos jak to zobaczyłam), największej ilości informacji i najbardziej profesjonalnie odpowiadała mi pani Kasia z Donahair i właśnie dlatego po dwóch miesiącach od pierwszego kontaktu - zapisałam się do niej na wizytę.

Najpierw odbyła się wizyta konsultacyjna, uzgodniłyśmy, że dostanę 100 pasemek prostych włosów standard, o długości 40cm i kolorze 00. Na początku byłam rozczarowana, bo chciałam mieć jak najdłuższe włosy, więc nastawiałam się na 55cm, ale posłuchałam się pani Kasi (i słusznie) i zgodziłam na 40.

Salon dość ciężko znaleźć, bo mieści się w środku osiedla, do którego trzeba się dostać przechodząc przez ochronę, a mało poinformowani pracownicy ochrony nie potrafią dobrze pokierować. Salon jest mały, bardzo ładnie urządzony - daje poczucie komfortu, intymności i zapewnia domową atmosferę. Pani Kasia jest przesympatyczna i zachowuje się bardzo profesjonalnie. Już podczas pierwszej wizyty dostałam Paszport Hairdreams, w którym zawarte są informacje dotyczące pielęgnacji, daty wizyt, parametry zakładanych włosów oraz gwarancja na cały czas noszenia.

Ok, trochę zdjęć.

PRZED:


PO:


Tutaj dziwna fotka w trakcie ;) (pani Kasia ma "blur" na twarzy specjalnie, bo nie przyszło mi do głowy zapytać o pozwolenie umieszczenia fotki na sieci)


Od czasu założenia włosów minął prawie miesiąc, wciąż jestem bardzo zadowolona :). Włosy nie wyczesują się, trzymają się doskonale, łączenia są praktycznie niewidoczne. Dodatkowo pani Kasia ładnie mi je podcięła (również moje własne), dzięki czemu praktycznie nie muszę ich układać, same się układają :). Poniżej fotka bez czesania włosów, po potrząsaniu głową, żeby pokazać, że bez żadnego układania łączenia są dobrze schowane:






Łączenia:




Poza tym - fajna sprawa - włosy "proste" nie są proste jak druty, ale jeśli tylko je podsuszę bez czesania i zostawię, żeby same wyschły do końca - to robią się na nich delikatne fale (trochę "beach waves"):


No i jeszcze na koniec narcystyczna sweet focia, co prawda bez dziubka, ale za to z telefonem w lustrze i łazienką w tle :P (wykadrowałam:P)  ;)


Nie wiem jeszcze jak długo łączenia będą niewidoczne, mam nadzieję, że uda mi się utrzymać włosy w dobrym stanie do końca marca, bo dopiero wtedy będę w Polsce i będę mogła się ponownie udać do pani Kasi :). Póki co wszystko jest idealnie, pierwszy miesiąc mija bez problemów, włosy się nie wyczesują, łączenia się nie kleją, nie rozpuszczają, nie kruszą, nie zmieniają koloru - wszystko perfekt :).

A, właśnie, jeszcze - z klubu Beauty Klub Hairdreams dostałam różne rabaty - między innymi 100pln rabatu na pierwsze założenie włosów, czy też promocja jesienna - szampon i odżywka gratis. Obydwa wyżej wymienione rabaty dostępne były przy zakładaniu 150 pasemek, a ja, jak przypominam, mam założone 100, w związku z czym nawet się o rabat nie upominałam. Za to sama pani Kasia zainteresowała się czy jestem członkiem klubu, a po moim potwierdzeniu - zadzwoniła do swojej opiekunki Hairdreams - dzięki czemu, w ramach promocji, dostałam szampon i odżywkę gratis nawet do moich 100 pasemek! :)

Dodatkowo kupiłam jeszcze fluid do końcówek - ale wygląda na to, że ów fluid to po prostu jedwab w płynie, a że taki już mam (Biosilk), to trochę pożałowałam wydanych na nowy produkt pieniędzy (50pln). 

Jestem bardzo, bardzo zadowolona i każdego dnia cieszę się patrząc w lustro. :)

Podsumowując:

PLUSY:
- łączenia, z którymi się nic nie dzieje
- krótki czas założenia (100 pasemek to około 1,5h)
- bardzo naturalny wygląd włosów i łatwość dopasowania faktury i kolorów do własnych włosów
- łatwość utrzymania doczepionych włosów w dobrej formie
- teoretycznie (do sprawdzenia wciąż) dobra trwałość włosów i łączeń (teoretycznie nawet 4 miesiące powinny być ok)
- gwarancja na włosy

MINUSY:
- w moim przypadku dość długie łączenia, z filmików instruktażowych Hairdreams wywnioskowałam, że łączenia powinny być krótsze niz te, które ja mam, ale nie narzekam ;)
- również w moim przypadku - dość chaotyczne rozmieszczenie pasemek (na filmikach instruktażowych pasemka były przyczepione w równych liniach), ale jak wyżej, ufam mojej fryzjerce i nie narzekam ;)



Część druga: zdejmowanie oraz jak pielęgnować włosy, żeby sobie ich nie zniszczyć: http://opiniediav.blogspot.fr/2013/05/hairdreams-standard-metoda-z-selektorem.html


Friday, October 12, 2012

Bausch&Lomb PureVision (soczewki typu night&day)


Soczewki typu Night&Day należą do moich ulubionych, oznacza to bowiem, ze można je nosić non stop przez cały miesiąc, bez zdejmowania na noc, co jest dla mnie bardzo wygodne, zwłaszcza, iż do niedawna często wychodziłam w nocy z moim psem. Generalnie rzecz biorąc jestem fanką Ciba Vision, ale w tym przypadku kupuję Bausch&Lomb. I niestety, nie ze względu na jakość, ale ze względu na cenę :). 
Porównując ceny chociażby w Twojesoczewki.com (gdzie ja je kupuję): 
Bausch&Lomb PureVision - 6 soczewek kosztuje 59,98pln ( klik klik )
Air Optix Night&Day Aqua - 6 soczewek kosztuje 154,99pln ( klik klik )
Różnice między tymi soczewkami są kolosalne, na korzyść Air Optix (Ciba Vision), ale w dzisiejszym poście będzie o Bausch&Lomb.

Opakowanie:

 


Parametry:
DIA (średnica): 14.0
Krzywizna: 8.6 
Moce:
od +6.00 do -6.00 (co 0.25)
od -6.00 do -12.00 (co 0.50)  

Opakowanie pojedynczej soczewki jest dość duże, głębokie i dla mnie nie do końca wygodne, a już bez porównania do pudełeczek CibaVision ( Post o soczewkach Illuminate ). Tutaj soczewka nie wypływa łagodnie po przechyleniu pojemniczka, tylko z reguły odwraca się, tudzież przykleja i w rezultacie muszę ją z niego wydłubywać ;). Aczkolwiek może to po prostu ja jestem taka niezdara ;)


Soczewka na mojej dłoni. Jak widać, ma zabarwienie bardzo delikatnie zielone, ale nie wiem zupełnie jakie to ma znaczenie :) 


Największą wadą tych soczewek jest ich grubość oraz twardość. Na zdjęciu poniżej widać jaki ma gruby brzeg, jak widać trzyma swój kształt nawet po "postawieniu" w pionie:


Jej twardość dla mnie jest znaczną wadą, ponieważ zdarza mi się lekko trzeć oczy, zwłaszcza, kiedy nie widzę wyraźnie (zaraz do tego dojdę), a tarcie oczu, na których są te soczewki - delikatnie mówiąc nie jest dobre, bo ich twardość powoduje, że ulegają zagięciom. Tak samo mam z nimi problem jeśli z jakiegoś powodu potrzebuje je zdjąć w ciągu miesiąca - np, żeby je wypłukać. Nie wiem jak Wy wyjmujecie soczewki? Ja przechylam głowę lekko w dół, patrzę w górę, przesuwam soczewkę palcem na dół oka, a następnie wyjmuję ją, lekko przyszczypując.I ok, ten sposób działa praktycznie na każde miękkie soczewki... ale nie na te (przynajmniej w moim przypadku). Bo przyszczypane podczas zdejmowania - załamują się, a ponownie włożone na oko soczewki, z jakimkolwiek załamaniem tudzież deformacją - to koszmar. :) Są twarde i przez to uwierają. W jednym pudełko jest 6 sztuk, dla mnie to trzy pary i spokojnie mogę przyznać, że przynajmniej jedna para z każdego pudełka przedwcześnie wędruje do śmieci, bo nie jestem jej w stanie nosić (tak uwierają). Dodatkowo, jak wspomniałam - są dość grube, dzięki czemu jeśli zdarzy mi się dzień, że mam trochę spuchnięte powieki, to powieki zaczepiają mi o te soczewki podciągając je do góry i powodując dyskomfort.

Także jeśli je nosicie - to mega delikatnie, bo są bardzo wymagające ;) (oczywiście moim zdaniem)

Dodatkowo, widzicie na zdjęciu poniżej biały punkt na soczewce?


...i zoom:



Ten biały punkt to dość duża cyferka, numer 5 - nie wiem co oznacza, ani czemu służy. Nie jest to widoczne z daleka, ani na jasnych oczach, aczkolwiek podczas romantycznego zbliżenia, kiedy ktoś będzie patrzył nam głęboko w oczy, a nasze oczy będą ciemne - odnoszę wrażenie, że cyfra 5 może być widoczna :)  (ale nie sprawdziłam ;) )

Kolejna sprawa to wysychanie soczewek - jeśli nie śpię przez 16-18 godzin bez przerwy to wieczorem, nosząc te soczewki, muszę oczy dodatkowo zakraplać. Rano dla odmiany (tudzież w nocy) - po otwarciu oczu nic nie widzę ;) (w przenośni!) - przy dłuższym zamknięciu oczu (parę godzin snu) soczewki robią się matowe - w związku z czym muszę użyć kropli/płynu / tudzież się wzruszyć ;),  by widzieć normalnie, a nie rozmazany obraz.

Na oczach ich praktycznie nie widać:
 

Podsumowując:

PLUSY:
- cena (zdecydowanie!)
- przy delikatnym traktowaniu ładnie wytrzymują cały miesiąc
- duża średnica (14)
- nie widać ich na oku

MINUSY:
- zafiksowane parametry (jedna średnica i jedna krzywizna)
- twardość soczewki
- grubość soczewki
- konieczna wielka delikatność w "obsłudze"

Nie przepadam za nimi, ale z pewnością będę ich używać, ponieważ są dość tanie (59,98pln za trzy miesiące używania...). W tej chwili mam zapas chyba jeszcze na cztery miesiące, ponieważ kupiłam je w promocji z parą soczewek HD2, ale między-pomiędzy parami używam też innych soczewek i każde z pewnością opiszę :)
XOXO, D.